środa, 10 grudnia 2014

Dzień 55

Za mną wyprawa do szpitala. Czuję się trochę rozczarowany, choć tak naprawdę to sam nie wiem czego się spodziewałem. Na dworze zimno, drzewa białe, a ja jadąc do szpitala chyba spodziewałem się bardzo dobrych wiadomości choć wiedziałem, że raczej nic odkrywczego to mi lekarz dziś nie powie.

Wizyta jak w dobrym westernie, bo w samo południe. Byliśmy z Żoną trochę wcześniej. Siedząc w poczekalni wracałem myślami do tego co się stało, jak mnie przywieźli do szpitala i jak leżałem w kołnierzu ortopedycznym w pokoju z napisem "Przebieralnia". 


Na szczęście na lekarza nie musieliśmy długo czekać. Doktor nie poznał mnie od razu, bo pewnie takich jak ja widzi setki, gości snujących się o kulach, którym otworzenie drzwi i przejście przez krótki korytarz do biurka przy którym siedzi zajmuje niemalże wieki. Szybko zajrzał w moją kartkę, a tam ksero wypisu i opis tego co mi się stało. Widziałem w jego oczach błysk i tą myśl przechodzącą przez jego głowę: Tak to Pan Pinlock! Szybko przybiliśmy piąteczkę, pożartowaliśmy na stół wjechała whisky i lód... Nie no świruje... Doktor skojarzył, że miałem artroskopie i że główny problem to główka kości udowej. Wypisał skierowanie na RTG i kazał przyjść zaraz po zdjęciu.

Kule w ręce skierowanie w zęby i już jestem na pierwszym piętrze, gdzie pani po odebraniu skierowanie kazała mi objeść pokój i wejść z drugiej strony. Chwilę trwało zanim skończyła papierkową robotę i przyszła ustawiać mnie do zdjęcia RTG. Pstryk, pstryk i już się ubieram. Ku mojemu zdziwieniu pani odstawiła moje kule daleko od łóżka gdzie leżałem. Trochę skakania i już wychodzę z pokoju. 

Po zejściu na dół i chwili oczekiwania na lekarza siedziałem już wygodnie patrząc jak doktor ogląda moje zdjęcia. Stwierdził, że "wszystko jest na swoim miejscu", zalecił dalsze oszczędzanie nogi i zaprosił na wizytę pod koniec grudnia. Czy spodziewałem się czegoś więcej? Chyba nie... Wspomniał jeszcze o tym, że rezonans pokaże dużo więcej niż RTG. Zatem zostaje mi czekać...

Potem z Żoną udaliśmy się na mały shopping, z którego tak na prawdę ucieszy się mój Syn bo tylko jemu coś kupiliśmy. Mała kawa i deser na koniec i powrót do domu.


Brak komentarzy:

Prześlij komentarz