czwartek, 22 stycznia 2015

Dzień 98

Jak jest? Jest dobrze i mam wrażenie, że koniec przygody z kulami jest blisko. Wczoraj wizyta u lekarza, dziś pierwsza rehabilitacja i dziś pierwsze kroki bez kul. 

Ale od początku. Wieczorna wizyta u lekarza, chwila czekania i wykładam na stół zapis badania na CD oraz opis rezonansu. Lekarz z wielkim zaciekawieniem czytał te dziesięć zdań po czym powiedział:

"Żyjemy."

Na twarzy mojej jak i mojej Żony pojawił się wielki uśmiech. Lekarz aby mieć pewność sprawdził jeszcze zapis badania na płycie CD i orzekł, że mogę zacząć obciążać prawą nogę. Oczywiście nie wszystko od razu gdyż w "ustabilizowaniu" mojej pozycji ma mi pomóc rehabilitacja, którą to zacząłem dziś z samego rana. Lekarz cierpliwie odpowiedział na moje zapisane przed wizytą pytania po czym pożegnał nas i kazał się pokazać za dwa miesiące.

Powrót do domu odbył się z telefonem przy uchu, gdyż trzeba było obwieścić dobrą nowinę rodzicom i bliskim. W domu z racji stosownej ku temu okazji otworzyliśmy dobrą whisky z Żoną i cieszyliśmy się z faktu, że powoli wszystko wychodzi na prostą.

Rano pierwszą rzeczą jaką powiedzieliśmy Synowi było to, że z nogą jest ok. Syn jak na swoje 19 miesięcy chyba nie za bardzo się tym przejął gdyż usilnie starał się dostać tablet z grą w kotka. Myślę, że nie okazał tego ale w głębi cieszył się z tego news'a tak samo jak my.

Dziś z samego rana żyłem już tym, że rehabilitacja wkracza w kolejny etap. Etap, który to ma za zadanie nie wspomagać leczenie mojego biodra tylko stawianie mnie na nogi. Lekarz nie miał nic przeciwko abym to podróże do kliniki odbywał komunikacją miejską. Samodzielne podróże są dużym odciążeniem organizacyjnym, sam jadę sam wracam i nikomu nie muszę zajmować czasu.

Na miejscu już czekała rehabilitantka. Dziewczyna o takim samym imieniu jak ta, która robiła mi pole i laser. Zatem dalej zostaje mi nazywać ją Zosia. Najpierw miałem wywiad, potem sprawdzenie zakresu ruchu nogi oraz rower w celu rozgrzania mięśni. Dalej seria ćwiczeń oraz rozciągań. Całość trwała jakieś półtorej godziny. Fajne w tym wszystkim było to, że noga zabolała może z dwa razy. Kolejna sesja za cztery dni.

Powiem Wam, że mega się cieszę! Tak jak powiedział lekarz tak i ja się teraz czuje - "Żyjemy"! 


2 komentarze:

  1. Miło czytać taki optymistyczny wpis. Trzymam kciuki, żeby było coraz lepiej!

    OdpowiedzUsuń