wtorek, 3 lutego 2015

Dzień 110


Zakwasy... Dawno Was nie miałem ale jak już przychodzicie to z dużym wejściem. Teraz zamiast chodzenia o kulach chodzę jak poparzony o kulach. Wszystko od pasa w dół mnie boli. Nie jest to straszny ból, coś raczej na styl przetrenowania.

Rehabilitacja się posuwa na przód. Ćwiczenia bardzo zróżnicowane. Pierwsze wykonanie zawsze jest proste, potem jednak przychodzi Zosia i zaczyna korygować moją pozycję i wtedy powiem Wam, że dopiero czuje, które miejsca a konkretnie mięśnie powinny brać udział w ćwiczeniu.

Rehabilitacja na ogół trwa 1.5 godziny. Początek to masaż bądź praca z rolką, w jednym i drugim przypadku jest to raczej bolesny początek. Potem przechodzimy na piłkę lub mate lub pod ścianę. I się zaczyna... Wczoraj pierwszy raz wyszedłem mokry po treningu. Śmiesznie to wygląda ponieważ moje obciążniki to cztery pięć lub sześć kilo, ale z tym ostatnim to czuje ogień w nogach. Jeszcze te sympatyczne słowa Zosi: "Przytrzymaj tak 5 sekund". Niby to tylko pięć sekund ale przy dziesiątym powtórzeniu to cała wieczność.

Wczoraj również byłem na USG kciuka gdyż zrobiło mi się tam po wypadku zgrubienie, które od czasu do czasu pobolewa. Badania nic szczególnego nie wykazało prócz obrzęku. Zosia wymasowała kciuka oraz zastosowała chyba "ultradźwięki". Czy pomoże, zobaczymy.

Teraz ćwiczenia w domu, środa odpoczynek a w czwartek znów na rehabilitację. Jest fajnie, dużo się dzieje. Po okresie spędzonym w domu fajnie jest mięć możliwość wyjścia z domu. 


Brak komentarzy:

Prześlij komentarz