piątek, 18 grudnia 2015

Dzień 428

Dawno mnie nie było, i tak na prawdę nie wiem z czego to wynika. Chyba mi się trochę nie chce, chyba nie mam trochę o czym pisać... Dziś piszę bo zebrało się parę rzeczy z którymi chciałbym się z Wami podzielić, a więc zapraszam.

Nowa postać w moim rehabilitacyjnym życiu... Jakie imię mu damy? Tomasz. A więc Tomasz jest młodym człowiekiem, w sumie tylko na młodych trafiam. Pierwsza wizyta bardzo konkretna, dużo pytań oraz dużo nie wiem jak to za bardzo nazwać "sprawdzeń". Udało mi się (tak mi się przynajmniej wydaje) pokazać co mi doskwiera, udało się wykonać ruchy w których noga boli. Gorzej było zlokalizować ból, bo ma wrażenie, że na końcu to bolało mnie pod kolanem a nie w biodrze. 

Diagnoza? Na szczęście mięśniowa. Tomasz powiedział, że nie wygląda mu to na problem z samym stawem. W między czasie tylko nie mógł ustalić czy mam "luz" w biodrze czy nie. Jak potem się okazało ten "luz" jest potrzebny i go mam. Rokowania są takie, że da się moje biodro jeszcze bardziej naprawić niż jest teraz. A to cieszy.

Po wizycie a dokładnie w nocy dostałem mail z rozpiską ćwiczeń. Ćwiczenia te mają na celu rozciągnięcie mięśni co ułatwi dojście do mięśni ukrytych głębiej (tak to przynajmniej to zrozumiałem). Mam je robić minimum trzy razy w tygodniu. Robię prawie codziennie. Nie jest to długi zestaw ćwiczeń także wykonanie nie wymaga specjalnego miejsca ani długiego czasu.

Czy jest poprawa? W sumie ciężko powiedzieć ale na ostatniej piłce, tak jak by coś drgnęło w dobrą stronę. Podczas rozgrzewki ból(nazwijmy to mocne kłucie) pojawił się tylko dwa czy trzy razy. Sama gra również nie przyniosła dużo nadmiarowego bólu niż jak to zwykle bywa. Poranek również był przyjemny.

Oczywiście wszystko nie może być aż tak piękne bo czasem dopada mnie frustracja, że znów muszę coś robić. Nie mogę poczytać książki jak syn usypia tylko wije się na podłodze w przedpokoju z kartką od rozpisanych ćwiczeń. Jednak wierzę w to, że ciężka praca na końcu drogi się zwraca a ta drogą, który teraz przemierzam jest doświadczeniem które wzmocni i zostanie we mnie.

Czuję dziś moc więc piszę dalej...

Wracając do Tomasza to po pierwszej wizycie już wiem, że nie będą to przyjemne wizyty. "Masaż" a raczej wciskanie palca w miejsce które są bolesne jest momentami bardzo nieprzyjemny. Po ostatnim razie miałem siniaki w miejscach które to Tomasz nazywa - "punkty spustowe". W dywagacji jak to będzie wyglądać dalej użył wiele razy tego zwrotu, więc nastawiam się na dużą ilość "punktów spustowych". No ale kto ma dać rade temu jak nie pan Pinlock.

I tak już kończąc chciałem przeprosić za nieregularność postów na blogu, jednak chyba wole chyba "naładować" twórczą baterie i od czasu do czasu poskładać coś w większą całość.


Brak komentarzy:

Prześlij komentarz